Tajemnice rodzinne 3/4 Świetliste

Mąż Marii lubił mieć pieniądze dla samego ich posiadania, ona – dla rzeczowego nimi gospodarowania, jej córka natomiast – dla ich wydawania. Ku zmartwieniu matki, A. nigdy nie potrafiła oszczędzać. Kiedy - będąc młodą dziewczyną - pieniędzy potrzebowała, wyciągała je po prostu od rodziców. Żyła zachciankami chwili bieżącej i nie potrafiła odkładać na przyszłość.

Maria bolała, że córka zupełnie nie liczy się z interesem rodziców, rodziny, domu. Na przykład od dzieciństwa uczyła córkę, że pieniądze znalezione - jeśli nie można ustalić ich właściciela - należy przynieść do domu lub złożyć w ofierze w kościele. Córka jednak - jak wtedy, gdy miała jakieś osiem lat, i gdy znalazła większą sumę - zamiast powiedzieć o tym rodzicom, wolała zaprosić dzieci z sąsiedztwa na duże lody. Sprawa wydała się, gdy dzieciaki pochorowały się na gardła.

*

Pieniędzmi, które zostały po śmierci męża, zarządzała wspólnie z córką. Maria starała się utrzymać je w kupce, jak to określała, jako zabezpieczenie dla nich obu. Natomiast córka wszelkimi sposobami z tej kupki pieniądze wybierała. Zrobiła w mieszkaniu remont, zakupiła do domu urządzenia, na które wcześniej jej matkę nie było stać, zorganizowała wspólne wyjazdy.

We dwójkę odwiedzały rodzinę i znajomych matki z dawnych lat, wyjeżdżały razem na indywidualne wycieczki po kraju. Spędzały czas razem i było im razem dobrze. Wraz ze śmiercią męża - w jednej chwili - ustały między nimi kłótnie. Zdarzały się drobne zadry, ale potrafiły przejść nad nimi do porządku dziennego. Skończyły się eskalacje oskarżeń. Skończyły się awantury.

Kiedy córka ukończyła studia, chciała jej powrót do domu uczcić szampanem. Zabolało ją, jak za dawnych lat, gdy A. zlekceważyła ten gest, mówiąc, że przez wszystkie szkoły przeszła byle jak, i że nie ma czego świętować. A ją przecież tyle trosk i wyrzeczeń kosztowało doprowadzenie córki do bezpiecznego portu życiowego - wbrew samej córce, która najchętniej rzuciłaby studia.

Powiedziała wtedy z rezygnacją w głosie i ze łzami w oczach: - A ja miałam nadzieję, że teraz będę miała w tobie powierniczkę. - Córkę zabolał smutek matki: - W takim razie wypijmy tego szampana - zaproponowała. - Nie mam już ochoty. - odpowiedziała Maria - Zepsułaś cały nastrój. Jeśli chcesz, możesz go sama wypić.

*

Ukończone studia dawały córce dobry zawód i pewność zatrudnienia. Za zobowiązanie się do podjęcia pracy w szkole uzyskała gwarancję otrzymania mieszkania. A. miała przed sobą perspektywę małżeństwa, co dodatkowo mobilizowało ją do starań o mieszkanie. Jednak w międzyczasie plany małżeńskie rozwiały się, ale mieszkanie dające samodzielność - zostało.

W gruncie rzeczy A. cieszyła się z takiego obrotu spraw. Znajdowała w tym potwierdzenie tego, co przeczuwała wcześniej: że małżeństwo nie jest dla niej, ani ona nie jest dla małżeństwa. Po latach dowie się od kogoś o czymś, czego wtedy sama nie zauważała: że tamten chłopak był w pewien sposób podobny do jej ojca.

Maria szczerze chciała, aby córka założyła własną rodzinę, ale nie robiła tragedii z tego, że nie wychodzi za mąż. Z czasem zaczęła sugerować córce przysposobienie jakiegoś dziecka, najlepiej dziewczynki - żeby miała kogoś, kto zaopiekuje się nią na starość. Córka jednak stanowczo odrzuciła ten pomysł: - Nigdy nie zaadoptuję dziecka tylko po to, żeby nie być samą.

A. nie bała się ani samotności, ani samotnej starości - w odróżnieniu od swojej matki, która chociaż rozumiała prawo dorosłej córki do własnego życia, to jednocześnie bardzo pragnęła jej obecności w swoim własnym życiu. Gdy była małą dziewczynką, A. lubiła spędzać sporo czasu w kościele. Maria przestraszyła się wtedy, że jej córce może kiedyś przyjść do głowy, żeby zostać zakonnicą. A tego zdecydowanie nie chciała - bo wtedy córka zniknęłaby z jej życia zupełnie.

*

W roku 1983 odwiedziła wraz z córką swoje dwie pozostałe przy życiu siostry. Jakie było tych sióstr zdziwienie, kiedy oznajmiła, że w jakiejś sprawie musi zapytać córkę o zdanie. - Maryśka, od kiedy ty kogokolwiek pytasz o zdanie?! - krzyknęły równocześnie. Zaszokowane zwróciły się też do córki: - Jak ty to zrobiłaś? - Ale A. nie potrafiłaby na to pytanie odpowiedzieć. Teraz bowiem – po prostu – wszystko było inne.

Śmierć Wojciecha głęboko poruszyła je obie - matkę i córkę. Maria zaczęła regularnie modlić się o spokój duszy męża, co zastanawiało A., pamiętającą jej nieprzejednaną do męża niechęć. Do wcześniejszych zapisków ze swojego nieudanego małżeństwa oraz trudnego macierzyństwa już nie wracała. Mąż nie żył, a w córce – wraz ze śmiercią ojca – zaszła jakaś radykalna zmiana. Stawała się całkiem innym człowiekiem, a uwaga, którą poświęcała matce, leczyła dawne rany.

Córka, chociaż miała własne mieszkanie, nadal wiele czasu spędzała w domu matki. Obie obdarzone nieco zwariowanym poczuciem humoru, często śmiały się: zdrowo i zgodnie. A Maria z zapałem i swadą snuła przed córką swoje opowieści. Mówiła i do córki, i do siebie samej. Czuła potrzebę mówienia, więc nie zauważała, kiedy zaczynała się powtarzać. Córka starała się cierpliwie wysłuchiwać historii opowiadanych przez matkę po raz któryś z rzędu. Czasami, gdy Maria zapomniała jakiegoś szczegółu, córka uzupełniała jej opowieść, po czym Maria dalej ciągnęła wątek, jak gdyby nigdy nic, za każdym razem wymagając od córki wysłuchania opowieści do końca [Patrz mi w oczy, kiedy mówię].

*

A. w gruncie rzeczy lubiła słuchać, co jej matka ma do powiedzenia. Jej znajomi również chętnie słuchali opowieści Pani Marii. Cenili ją za otwartość i gościnność, za pogodę ducha i poczucie humoru, za realizm i życiowość. Koleżankom córki udzielała praktycznych rad, rozmawiała z nimi o wychowaniu dzieci. Gdy rozmowa schodziła na dzieci, zdarzało się, że gdy któraś z młodych matek powiedziała coś o swoim małym dziecku, Pani Maria odpowiadała: - Tak, tak. Z kolei moja A., gdy była mała, to... - i tutaj następowała kolejna opowieść – o córce.

Wakacje A. lubiła spędzać poza domem, włócząc się - kiedyś autostopem, a potem już tylko pociągami - po kraju. Swoje mieszkanie udostępniała wtedy kuzynom chcącym spędzić lato nad morzem, prosząc jednocześnie, żeby podczas jej nieobecności mieli baczenie na swoją ciocię. Siostrzeńcy i siostrzenice uważali Ciocię Marysię za osobę oryginalną i nieco szaloną. Lubili i cenili ją, a ona z czasem zaprzyjaźniała się również z ich dorastającymi dziećmi.

Jeden z siostrzeńców kiedyś skrytykował ją ostro po tym, gdy na pogrzebie kolejnej zmarłej siostry Marii, a jego matki - podczas czuwania w kaplicy - zainicjowała głośne odmawianie Różańca w intencji zmarłej. Nazwał takie zachowanie demonstracją dewocji. Nie minęło wiele czasu, a zaczęła otrzymywać od niego długie i serdeczne listy opisujące nawrócenie, jakiego doświadczał.

*

Jej córka swoje nawrócenie przeżyła kilka lat wcześniej. Po śmierci ojca zaczęła krok po kroku wracać do praktyk religijnych. Kiedyś, gdy po skończeniu studiów wróciła na stałe do domu, Maria próbowała dać jej drewniany krzyżyk do powieszenia na ścianie, z prośbą o pójście do kościoła, w którym miało się właśnie odbyć uroczyste poświęcenie krzyży. Córka odmówiła kategorycznie, tłumacząc, że nie zamierza robić czegoś, czego nie rozumie. Było jej przykro, ale już więcej nie próbowała córki w dziedzinie religii do niczego namawiać. Zostawiła sprawy ich własnemu biegowi.

Niedługo potem otrzymała od córki pod choinkę prezent, który z kolei ją zbulwersował. Był to modlitewnik dla osób starszych i samotnych – z tekstem pisanym dużą czcionką. Nie omieszkała okazać swojego niezadowolenia: - Co to za prezent? Czy ja jestem jakąś starą dewotką? Nigdy nie potrzebowałam żadnej książeczki do modlitwy!

Córce nie było przyjemnie, ale kiedy po latach wspomina tamto Boże Narodzenie, uśmiecha się nad wymianą niespodzianek w tamte Święta. Ona mamie ofiarowała modlitewnik, a mama, znając zamiłowanie córki do alkoholi, ofiarowała jej – litr cytrynowej nalewki domowej roboty! Tak jakby mijały się na jakimś skrzyżowaniu. Nie minęło bowiem wiele czasu, a podarowany modlitewnik stał się najlepszym przyjacielem jej matki. I nie minęło wiele czasu, a córkę zaczęły opuszczać kolejne nałogi. Najpierw rzuciły ją papierosy, następnie przestał ją lubić alkohol, i tak już się potoczyło – od tamtego czasu to nie ona rzuca uzależnienia, lecz kolejne uzależnienia ją porzucają: telewizja, kawa, herbata.

*

Maria przeżywała emeryturę spokojnie, chociaż czasy nie były spokojne. Rok 1980 i 1981: czas Solidarności i czas stanu wojennego. Zaangażowanie córki w Solidarność, potem jej internowanie. Bała się o los dziecka, ale jednocześnie była z córki dumna. Zsyłki to tradycja rodzinna: Sybir, Ural, Kazachstan.

W czasie działalności w Solidarności A. została służbowo oddelegowana przez regionalne władze Związku do udziału w tworzącym się miejscowym Klubie Inteligencji Katolickiej. Po chwilowym zawieszeniu na początku stanu wojennego, Klub odzyskuje możliwość legalnej działalności. Z powodu personalnego impasu we władzach Klubu, A. zostaje przez okoliczności zmuszona do przyjęcia funkcji prezesa. Świeżo nawrócona, chcąc w sposób odpowiedzialny prowadzić powierzoną jej wspólnotę, przez następne dziesięć lat będzie musiała uczyć się Kościoła. Od razu od samego środka, i jednocześnie od samego początku.


Maria - pod koniec lat osiemdziesiątych – zaangażuje się w Neokatechumenat. Będzie miała wtedy siedemdziesiąt siedem lat. Osłabiona niełatwym życiem oraz chorobami, potrzebować będzie coraz więcej pomocy. Przez jakiś czas będzie jej doświadczać od znajomych ze wspólnoty. A. bowiem – zaangażowana w nowe przedsięwzięcie – będzie mieć dla niej coraz mniej czasu. Nowym przedsięwzięciem córki stanie się tworzenie własnej firmy.



ROZWAŻANIE: Moją matką i moimi braćmi są ci, którzy słuchają słowa Bożego i wypełniają je...

Wtedy przyszli do Niego Jego Matka i bracia, lecz nie mogli dostać się do Niego z powodu tłumu. Oznajmiono Mu: «Twoja Matka i bracia stoją na dworze i chcą się widzieć z Tobą». Lecz On im odpowiedział: «Moją matką i moimi braćmi są ci, którzy słuchają słowa Bożego i wypełniają je».

Łk 8, 19-21




2009-03-15


KOMENTARZE - tutaj
 


.