Marię
i Wojciecha łączyła tylko córka. Równocześnie córka dzieliła
ich - ze względu na problemy związane z jej wychowaniem. Dla Marii
zaczął się czas wojny domowej na dwóch frontach. Z jednej strony
broniła się przed mężem, który stał się jej tak obojętny, że
już nawet gardzić nim nie potrafiła. Z drugiej strony - toczyła
walkę o duszę dziecka. W córce widziała wiele złych cech męża,
który nie tylko dał jej swoje geny, ale dawał zły przykład
również [Człowiek w przyciasnych butach].
*
Córka
do ojca upodobniła się nawet fizycznie. Gdyby straciła z nią
kontakt w dzieciństwie, to widząc ją teraz, gdy weszła w fazę
dorastania, w ogóle nie rozpoznałaby własnego dziecka. Może
jedynie po tym czerwonym jak ogień znamieniu, którego zdecydowali
się nie usuwać gdy się urodziła. Siedem lat po zakończeniu
wojny, zbyt dobrze pamiętali o dzieciach odłączanych od rodziców.
Niech znamię zostanie – zdecydowali – po nim zawsze ją
rozpoznają.
Najbardziej
bolała ją dwoista zmienność, którą zaczęła dostrzegać w swoim
dorastającym dziecku - tak, jakby jej córka nie mogła zdecydować
się, kim jest. Wolałaby, żeby córka była jednoznacznie zła,
skoro nie potrafi być jednoznacznie dobra. Często słyszała z jej
strony deklaracje poprawy i widziała podejmowane próby bycia
lepszą, ale tym bardziej bolały ją kolejne rozczarowania ze strony
dziecka.
Z
natury prostolinijna i zdecydowana, nie znała w sobie takich wahań.
W ogóle nie znała wahań: szybko podejmowała decyzje i szybko
działała, szybko myślała i szybko mówiła, co myśli. Córka
natomiast, podobnie jak ojciec, lubiła na zimno roztrząsać
problemy. Co jakiś czas podawała nawet dla tych problemów mądre –
naukowe - nazwy. Slogany!
Widziała,
że jej dziecko cierpi, że wewnętrznie się zmaga, ale nie usiądzie
przecież i nie będzie razem z córką dzielić włosa na czworo. Tu
trzeba woli! Tu trzeba działania! Nie godziła się na plazmowatość
w jej postępowaniu: lenistwo, abnegację, nieczułość. Pamiętała
ten film, w którym naukowiec, normalny człowiek, wypijał miksturę,
po której zamieniał się w potwora. Dr Jekyll i Mr Hyde - w jednym.
Takie było jej dziecko.
*
Maria
dla świętego spokoju potrafiła dostosować się do innych.
Podporządkować się im wewnętrznie – nigdy! Wiedziała, że
wszyscy najchętniej nagięliby ją do swoich potrzeb i zapatrywań.
Sama potrzeby pytania innych o zdanie nie miała, a od swego - nie
odstępowała. I jeszcze to: przez całe życie musiała zmagać się
z cudzą zazdrością. Była bowiem przekonana, że wszyscy, włącznie
z własną córką, zazdrościli jej. Siły charakteru, na przykład.
W
ludziach nie lubiła małostkowości, i przez ludzi niemałostkowych
była przede wszystkim lubiana. Córka nazywała ją harcicą
– ze względu na charakter ukształtowany przez przedwojenne
harcerstwo, albo przekupką – ze względu na jej choleryczne
reakcje. Z ojcem mogła przerzucać się argumentami lub inwektywami
w sposób tak zimny i cyniczny, że matka – obdarzona choleryczną
naturą – wpadała w furię i rzucała w nich wtedy tym, co miała
pod ręką: szklanką, wazonikiem, ścierką.
Podczas
jednej z awantur, gdy córka była już dorosłą dziewczyną,
utworzyli z mężem wspólny przeciwko niej front. Ojciec trzymał,
matka biła - garnuszkiem po głowie córki. Gdy w ferworze
szarpaniny strąciła córce z twarzy okulary, ta – zdezorientowana
- rzuciła jej w twarz: - Ty kurwo! - Cała trójka zamarła, a jej
mąż powiedział wtedy do córki: - Ja wiem najlepiej, że twoja
matka nie jest kurwą.
Awantury
często zaczynały się od kolejnego postawienia nierozwiązywalnej
kwestii: dlaczego u nas w domu jest tak źle, i co zrobić, żeby
było lepiej. Przecież byli zwykłą rodziną. W domu nie było ani
problemu zdrad małżeńskich, ani alkoholizmu. A jednak każda próba
znalezienia sposobu wyjścia z rodzinnego impasu kończyła się
zawsze tą samą litanią wzajemnych oskarżeń.
Maria
kiedyś znalazła wyjście z tej sytuacji, ale było to kilka lat
wcześniej, kiedy córka była jeszcze mała. Zabrała wtedy dziecko
i pojechała w Bieszczady. Znalazła tam opuszczone gospodarstwo do
objęcia od zaraz i zamierzała utrzymywać się z hodowli owiec.
Kiedy załatwiła wymagane formalności i nawiązała serdeczne
kontakty z przyszłymi sąsiadami, przyszedł list od męża, w
którym błagał, żeby wróciła. Być może to właśnie wtedy
zadała córce pytanie, czy godzi się na rozwód rodziców? Ciekawe,
czy na decyzję powrotu do męża wpłynęła odpowiedź, jakiej
wtedy udzieliło jej dziecko?
*
Rozwód
rozważała aż do ostatnich dni życia męża, ale nie stać ją
było na jego przeprowadzenie. A mąż, mimo że cały czas zachęcał
ją do tego (- Jak ci się mąż nie podoba, to się z nim
rozwiedź!), faktycznie drżał na myśl o jej odejściu. Natomiast
córce kazał odejść, gdy skończyła lat osiemnaście: - Nie
podoba się dom, droga wolna! Masz tu pieniądze i wynajmij sobie
pokój w mieście. - Kiedy ociągała się, usłyszała od ojca: -
Gdybyś miała trochę honoru, już dawno poszłabyś sobie! - Nie
miała więc wyboru - wyprowadziła się z domu.
Maria,
kiedy córka krytykowała dom, często powtarzała: - Dorośniesz,
założysz własny - lepszy! - Kiedyś usłyszała w odpowiedzi: -
Ja się boję. A jeśli natrafię na mężczyznę jak ojciec? Ja już
nie wierzę i boję się. - Ojciec! Ale swoje ataki na dom kierujesz
do matki i ja muszę je odpierać! - odpowiedziała córce –
Dziecko, ty unieszczęśliwiasz siebie i mnie. Ty męczysz siebie i
mnie. - Dalej już nic nie mówiła, tylko rozpłakała się w
obecności córki. Nie po raz pierwszy.
Bardzo cierpiała, kiedy córka zamieszkała poza domem. Wiedziała, że ma
trudne dziecko, któremu trzeba tłumaczyć - do upadłego - jak ma
dobrze postępować, ale unikać należy stosowania środków
radykalnych, bo te na nią zupełnie nie oddziałują. Gdy córka
zamieszkała na stancji, matka szukała pomocy w szkole, ale tam
usłyszała od nauczycieli córki: - Musieli państwo popełnić
jakiś błąd wychowawczy. - Wychowawczyni jedynie od czasu do czasu
pytała jej córkę, gdzie aktualnie mieszka.
Po pół
roku córka – na własną prośbę - wróciła do domu. Zbliżało
się Boże Narodzenie, a święta przecież zawsze spędzali wspólnie
- we trójkę. Maria od lat robiła wszystko, żeby dziecko -
wychowywane w rozbitym od wewnątrz domu - mogło chociaż w czasie
świąt przeżyć namiastkę rodzinnej jedności. Dopiero na pół
roku przed śmiercią męża zbojkotuje rodzinne celebrowanie świąt
- po raz pierwszy. Awantura i z mężem, i z córką - w tamten
Wielki Piątek – doprowadzi ją do tego.
*
Cieszyła
się, że nie została w Bieszczadach. Z wiekiem zaczęły się
bowiem choroby – w tym poważna choroba nerek. Nie dałaby rady
utrzymać siebie i dziecka z hodowli owiec. Natomiast pieniądze z
wcześniej prowadzonej hodowli pszczół i norek rozeszły się. Mąż
zabrał połowę dla siebie i oddzielił się od niej materialnie.
Zaczęła się nieformalna separacja. Alimenty ze strony męża
otrzymywała jedynie na utrzymanie dziecka.
Sypialnię
- w wyniku separacji - zajął mąż [The Doors of Perception]. Jej z podziału mieszkania
przypadł drugi pokój - z wykuszem - oraz czarnymi dębowymi kredensami i wielkim
okrągłym stołem do kompletu [Pokój nam wszystkim]. Zaoszczędzone pieniądze musiała więc wydać
na jego przemeblowanie - żeby nadawał się do zamieszkania. Córka
mieszkała z nią, ale przy większych kłótniach z matką,
przenosiła się z tapczanem do pokoju ojca.
Dom
uległ ostatecznemu rozbiciu. Mieszkanie też utraciło naturalny
ład. Największy z dwóch czarnych kredensów znalazł miejsce w
kuchni - wśród mebli kuchennych. Natomiast wielki czarny stół i
mały kredensik wymieszały się z inkrustowanym brązem sypialni
męża. Kilka lat wcześniej musieli podzielić wielkie
czteropokojowe mieszkanie na dwa mniejsze. W drugim zamieszkała inna
trzyosobowa rodzina, która musiała przechodzić przez ich
przedpokój. Po ich mieszkaniu chodzili więc obcy ludzie. W tym domu
już nic do niczego nie pasowało.
Maria
swój pokój umeblowała prostymi nowoczesnymi mebelkami, takimi na
jakie było ją stać. Nie pasowały do reszty mieszkania, ale
chociaż w tym jednym pokoju panował jakiś ład. Zrobiła to też
dla dziecka – żeby nie musiało się swego domu wstydzić. Sama
natomiast musiała szybko znaleźć pracę etatową, która
pozwoliłaby na wypracowanie choćby skromnej emerytury. Czas gonił
– do osiągnięcia wieku emerytalnego pozostało jedynie kilka lat.
*
Ostatnie
lata przed emeryturą - to choroba i pogłębiająca się samotność
wśród najbliższych, słabość i przerażenie niepewnością
jutra. Jedna praca biurowa: operacja nerki, po której zostaje z
pracy zwolniona. Druga praca biurowa: operacja okazała się
nieudana, a ponieważ boi się kolejnego zwolnienia, przez cztery
miesiące chodzi do pracy z temperaturą powyżej 38 stopni. Do jej
obowiązków należało wtedy przeprowadzanie inwentaryzacji w
zimnych magazynach. Trzecia praca biurowa: wreszcie osiąga
stabilizację - prowadzi sekretariat. Tutaj względnie spokojnie
dotrwa do upragnionej emerytury.
Jej
siostry mieszkają daleko, a znajomi z dawnych lat rozjechali się do
innych miast. Szwagrowie oraz znajomi męża przestali u nich bywać,
gdy ich małżeństwo uległo rozbiciu. Czasami odwiedza ją jedyna
przyjaciółka, jaka jej pozostała. A ona tak bardzo pragnie
towarzystwa ludzi i głosu drugiego człowieka. A może bardziej,
żeby ona miała do kogo mówić, bo bez mówienia żyć nie potrafi [Patrz mi w oczy, kiedy do ciebie mówię].
Ale potrzebuje też spokoju. Dlatego woli nie rozmawiać ani z córką,
ani tym bardziej z mężem, bo przecież każda rozmowa kończy się
awanturą. Rozmawia więc na głos – świadomie - sama ze sobą.
I
tylko na sobie może polegać. Mąż nie jest skłonny do pomocy. Na
córkę również nie może liczyć. Pochłonięta własnymi
problemami, pozostaje nieczuła na potrzeby rodziców i domu. Kiedyś,
gdy przyjedzie ze studiów na kilka dni, poprosi ją, żeby ugotowała
dla chorej matki zupę. - Przecież przedwczoraj mama jadła zupę! -
usłyszy w odpowiedzi.
*
Na rok
przed przejściem na emeryturę zacznie rozmawiać ze swoim
notatnikiem [Notatnik]. Najpierw będzie skarżyć się na męża. Potem wyleje
na papier żale związane z córką. Że: nie daje swojego wkładu do
prac domowych bez popędzania w kark; że: nie ma względu na stare
lata rodziców; że: nie dba o siebie; że: brak jej systematyczności
w życiu; że: nie żyje racjonalnie; że: nie dba o zdrowie własne
i rodziców; że: nie można wierzyć jej słowom; że: słowa nie
pokrywają się u niej z czynami; że: kłamie podstępnie w
wygłaszaniu swojego stanowiska życiowego.
Będzie
się dziwić, dlaczego córka nie przyjmuje żadnych rad i uwag: Sama
przecież też ma głowę otwartą. Czemu tak głupio postępuje?
Czemu marnuje swoje zdrowie? Sama sobie jest wrogiem. Boleję nad
tym, ale co zrobić? Co raz to nowe wariactwo wymyśla. […] Ma do
mnie pretensje, że nie siadam z nią razem i nie kontempluję [tych
jej wariactw], a radzę wziąć się w garść i zająć po prostu
jakąś konkretną pracą, ćwiczeniem woli, nawet uprawianiem jogi.
Będzie
też skarżyć się na bolesne poczucie krzywdy moralnej, spowodowane
pretensjami córki do niej i słownymi napaściami na nią: Przecież
ja też czuję. - napisze – Ona jest naprawdę chora.
Cierpi. Kiedy wyjdzie z tego kręgu przeżyć? Oby prędzej! Będzie
też pisać, że modli się za nią: A. po ostatniej scenie
złagodniała. Nie wiem na jak długo. Modlę się ciągle o nią. O
jej zdrowie, o jej życie do późnej starości w możliwym
szczęściu. O to, żeby nie zmarnowała życia. O uszlachetnienie, a
raczej o szlachetność jej duszy i serca.
A
później, pod datą 10 września 1974 roku napisze: Dziś rano o
godz. 8:00 zmarł Wojtek nagle. Skrzep dostał się do mózgu.
Dobrze, że obudziłam A., żeby podała ojcu śniadanie, boby umarł
samotnie. [Ostatni wpis]
ROZWAŻANIE:
Obok krzyża Jezusowego stały...
A
obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego,
Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał
Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do
Matki: «Niewiasto, oto syn Twój». Następnie rzekł do ucznia:
«Oto Matka twoja». I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie.
J
19, 25-27
08.03.2009
KOMENTARZE - tutaj
.