Tajemnice rodzinne 2/4 Bolesne

Marię i Wojciecha łączyła tylko córka. Równocześnie córka dzieliła ich - ze względu na problemy związane z jej wychowaniem. Dla Marii zaczął się czas wojny domowej na dwóch frontach. Z jednej strony broniła się przed mężem, który stał się jej tak obojętny, że już nawet gardzić nim nie potrafiła. Z drugiej strony - toczyła walkę o duszę dziecka. W córce widziała wiele złych cech męża, który nie tylko dał jej swoje geny, ale dawał zły przykład również. [Człowiek w przyciasnych butach]

*

Córka do ojca upodobniła się nawet fizycznie. Gdyby straciła z nią kontakt w dzieciństwie, to widząc ją teraz, gdy weszła w fazę dorastania, w ogóle nie rozpoznałaby własnego dziecka. Może jedynie po tym czerwonym jak ogień znamieniu, którego zdecydowali się nie usuwać gdy się urodziła. Siedem lat po zakończeniu wojny, zbyt dobrze pamiętali o dzieciach odłączanych od rodziców. Niech znamię zostanie – zdecydowali – po nim zawsze ją rozpoznają.

Najbardziej bolała ją dwoista zmienność, którą zaczęła dostrzegać w swoim dorastającym dziecku - tak, jakby jej córka nie mogła zdecydować się, kim jest. Wolałaby, żeby córka była jednoznacznie zła, skoro nie potrafi być jednoznacznie dobra. Często słyszała z jej strony deklaracje poprawy i widziała podejmowane próby bycia lepszą, ale tym bardziej bolały ją kolejne rozczarowania ze strony dziecka.

Z natury prostolinijna i zdecydowana, nie znała w sobie takich wahań. W ogóle nie znała wahań: szybko podejmowała decyzje i szybko działała, szybko myślała i szybko mówiła, co myśli. Córka natomiast, podobnie jak ojciec, lubiła na zimno roztrząsać problemy. Co jakiś czas podawała nawet dla tych problemów mądre – naukowe - nazwy. Slogany!

Widziała, że jej dziecko cierpi, że wewnętrznie się zmaga, ale nie usiądzie przecież i nie będzie razem z córką dzielić włosa na czworo. Tu trzeba woli! Tu trzeba działania! Nie godziła się na plazmowatość w jej postępowaniu: lenistwo, abnegację, nieczułość. Pamiętała ten film, w którym naukowiec, normalny człowiek, wypijał miksturę, po której zamieniał się w potwora. Dr Jekyll i Mr Hyde - w jednym. Takie było jej dziecko.

*

Maria dla świętego spokoju potrafiła dostosować się do innych. Podporządkować się im wewnętrznie – nigdy! Wiedziała, że wszyscy najchętniej nagięliby ją do swoich potrzeb i zapatrywań. Sama potrzeby pytania innych o zdanie nie miała, a od swego - nie odstępowała. I jeszcze to: przez całe życie musiała zmagać się z cudzą zazdrością. Była bowiem przekonana, że wszyscy, włącznie z własną córką, zazdrościli jej. Siły charakteru, na przykład.

W ludziach nie lubiła małostkowości, i przez ludzi niemałostkowych była przede wszystkim lubiana. Córka nazywała ją harcicą – ze względu na charakter ukształtowany przez przedwojenne harcerstwo, albo przekupką – ze względu na jej choleryczne reakcje. Z ojcem mogła przerzucać się argumentami lub inwektywami w sposób tak zimny i cyniczny, że matka – obdarzona choleryczną naturą – wpadała w furię i rzucała w nich wtedy tym, co miała pod ręką: szklanką, wazonikiem, ścierką.

Podczas jednej z awantur, gdy córka była już dorosłą dziewczyną, utworzyli z mężem wspólny przeciwko niej front. Ojciec trzymał, matka biła - garnuszkiem po głowie córki. Gdy w ferworze szarpaniny strąciła córce z twarzy okulary, ta – zdezorientowana - rzuciła jej w twarz: - Ty kurwo! - Cała trójka zamarła, a jej mąż powiedział wtedy do córki: - Ja wiem najlepiej, że twoja matka nie jest kurwą.

Awantury często zaczynały się od kolejnego postawienia nierozwiązywalnej kwestii: dlaczego u nas w domu jest tak źle, i co zrobić, żeby było lepiej. Przecież byli zwykłą rodziną. W domu nie było ani problemu zdrad małżeńskich, ani alkoholizmu. A jednak każda próba znalezienia sposobu wyjścia z rodzinnego impasu kończyła się zawsze tą samą litanią wzajemnych oskarżeń.

Maria kiedyś znalazła wyjście z tej sytuacji, ale było to kilka lat wcześniej, kiedy córka była jeszcze mała. Zabrała wtedy dziecko i pojechała w Bieszczady. Znalazła tam opuszczone gospodarstwo do objęcia od zaraz i zamierzała utrzymywać się z hodowli owiec. Kiedy załatwiła wymagane formalności i nawiązała serdeczne kontakty z przyszłymi sąsiadami, przyszedł list od męża, w którym błagał, żeby wróciła. Być może to właśnie wtedy zadała córce pytanie, czy godzi się na rozwód rodziców? Ciekawe, czy na decyzję powrotu do męża wpłynęła odpowiedź, jakiej wtedy udzieliło jej dziecko?

*

Rozwód rozważała aż do ostatnich dni życia męża, ale nie stać ją było na jego przeprowadzenie. A mąż, mimo że cały czas zachęcał ją do tego (- Jak ci się mąż nie podoba, to się z nim rozwiedź!), faktycznie drżał na myśl o jej odejściu. Natomiast córce kazał odejść, gdy skończyła lat osiemnaście: - Nie podoba się dom, droga wolna! Masz tu pieniądze i wynajmij sobie pokój w mieście. - Kiedy ociągała się, usłyszała od ojca: - Gdybyś miała trochę honoru, już dawno poszłabyś sobie! - Nie miała więc wyboru - wyprowadziła się z domu.

Maria, kiedy córka krytykowała dom, często powtarzała: - Dorośniesz, założysz własny - lepszy! - Kiedyś usłyszała w odpowiedzi: - Ja się boję. A jeśli natrafię na mężczyznę jak ojciec? Ja już nie wierzę i boję się. - Ojciec! Ale swoje ataki na dom kierujesz do matki i ja muszę je odpierać! - odpowiedziała córce – Dziecko, ty unieszczęśliwiasz siebie i mnie. Ty męczysz siebie i mnie. - Dalej już nic nie mówiła, tylko rozpłakała się w obecności córki. Nie po raz pierwszy.

Bardzo cierpiała, kiedy córka zamieszkała poza domem. Wiedziała, że ma trudne dziecko, któremu trzeba tłumaczyć - do upadłego - jak ma dobrze postępować, ale unikać należy stosowania środków radykalnych, bo te na nią zupełnie nie oddziałują. Gdy córka zamieszkała na stancji, matka szukała pomocy w szkole, ale tam usłyszała od nauczycieli córki: - Musieli państwo popełnić jakiś błąd wychowawczy. - Wychowawczyni jedynie od czasu do czasu pytała jej córkę, gdzie aktualnie mieszka.

Po pół roku córka – na własną prośbę - wróciła do domu. Zbliżało się Boże Narodzenie, a święta przecież zawsze spędzali wspólnie - we trójkę. Maria od lat robiła wszystko, żeby dziecko - wychowywane w rozbitym od wewnątrz domu - mogło chociaż w czasie świąt przeżyć namiastkę rodzinnej jedności. Dopiero na pół roku przed śmiercią męża zbojkotuje rodzinne celebrowanie świąt - po raz pierwszy. Awantura i z mężem, i z córką - w tamten Wielki Piątek – doprowadzi ją do tego.

*

Cieszyła się, że nie została w Bieszczadach. Z wiekiem zaczęły się bowiem choroby – w tym poważna choroba nerek. Nie dałaby rady utrzymać siebie i dziecka z hodowli owiec. Natomiast pieniądze z wcześniej prowadzonej hodowli pszczół i norek rozeszły się. Mąż zabrał połowę dla siebie i oddzielił się od niej materialnie. Zaczęła się nieformalna separacja. Alimenty ze strony męża otrzymywała jedynie na utrzymanie dziecka.

Sypialnię - w wyniku separacji - zajął mąż. Jej z podziału mieszkania przypadł drugi pokój - z czarnymi dębowymi kredensami i wielkim okrągłym stołem. Zaoszczędzone pieniądze musiała więc wydać na jego przemeblowanie - żeby nadawał się do zamieszkania. Córka mieszkała z nią, ale przy większych kłótniach z matką, przenosiła się z tapczanem do pokoju ojca.

Dom uległ ostatecznemu rozbiciu. Mieszkanie też utraciło naturalny ład. Największy z dwóch czarnych kredensów znalazł miejsce w kuchni - wśród mebli kuchennych. Natomiast wielki czarny stół i mały kredensik wymieszały się z inkrustowanym brązem sypialni męża. Kilka lat wcześniej musieli podzielić wielkie czteropokojowe mieszkanie na dwa mniejsze. W drugim zamieszkała inna trzyosobowa rodzina, która musiała przechodzić przez ich przedpokój. Po ich mieszkaniu chodzili więc obcy ludzie. W tym domu już nic do niczego nie pasowało. [The Doors of Perception]

Maria swój pokój umeblowała prostymi nowoczesnymi mebelkami, takimi na jakie było ją stać. Nie pasowały do reszty mieszkania, ale chociaż w tym jednym pokoju panował jakiś ład. Zrobiła to też dla dziecka – żeby nie musiało się swego domu wstydzić. Sama natomiast musiała szybko znaleźć pracę etatową, która pozwoliłaby na wypracowanie choćby skromnej emerytury. Czas gonił – do osiągnięcia wieku emerytalnego pozostało jedynie kilka lat.

*

Ostatnie lata przed emeryturą - to choroba i pogłębiająca się samotność wśród najbliższych, słabość i przerażenie niepewnością jutra. Jedna praca biurowa: operacja nerki, po której zostaje z pracy zwolniona. Druga praca biurowa: operacja okazała się nieudana, a ponieważ boi się kolejnego zwolnienia, przez cztery miesiące chodzi do pracy z temperaturą powyżej 38 stopni. Do jej obowiązków należało wtedy przeprowadzanie inwentaryzacji w zimnych magazynach. Trzecia praca biurowa: wreszcie osiąga stabilizację - prowadzi sekretariat. Tutaj względnie spokojnie dotrwa do upragnionej emerytury.

Jej siostry mieszkają daleko, a znajomi z dawnych lat rozjechali się do innych miast. Szwagrowie oraz znajomi męża przestali u nich bywać, gdy ich małżeństwo uległo rozbiciu. Czasami odwiedza ją jedyna przyjaciółka, jaka jej pozostała. A ona tak bardzo pragnie towarzystwa ludzi i głosu drugiego człowieka. A może bardziej, żeby ona miała do kogo mówić, bo bez mówienia żyć nie potrafi. Ale potrzebuje też spokoju. Dlatego woli nie rozmawiać ani z córką, ani tym bardziej z mężem, bo przecież każda rozmowa kończy się awanturą. Rozmawia więc na głos – świadomie - sama ze sobą.

I tylko na sobie może polegać. Mąż nie jest skłonny do pomocy. Na córkę również nie może liczyć. Pochłonięta własnymi problemami, pozostaje nieczuła na potrzeby rodziców i domu. Kiedyś, gdy przyjedzie ze studiów na kilka dni, poprosi ją, żeby ugotowała dla chorej matki zupę. - Przecież przedwczoraj mama jadła zupę! - usłyszy w odpowiedzi.

*
 
Na rok przed przejściem na emeryturę zacznie rozmawiać ze swoim notatnikiem [Notatnik]. Najpierw będzie skarżyć się na męża. Potem wyleje na papier żale związane z córką. Że: nie daje swojego wkładu do prac domowych bez popędzania w kark; że: nie ma względu na stare lata rodziców; że: nie dba o siebie; że: brak jej systematyczności w życiu; że: nie żyje racjonalnie; że: nie dba o zdrowie własne i rodziców; że: nie można wierzyć jej słowom; że: słowa nie pokrywają się u niej z czynami; że: kłamie podstępnie w wygłaszaniu swojego stanowiska życiowego.

Będzie się dziwić, dlaczego córka nie przyjmuje żadnych rad i uwag: Sama przecież też ma głowę otwartą. Czemu tak głupio postępuje? Czemu marnuje swoje zdrowie? Sama sobie jest wrogiem. Boleję nad tym, ale co zrobić? Co raz to nowe wariactwo wymyśla. […] Ma do mnie pretensje, że nie siadam z nią razem i nie kontempluję [tych jej wariactw], a radzę wziąć się w garść i zająć po prostu jakąś konkretną pracą, ćwiczeniem woli, nawet uprawianiem jogi.

Będzie też skarżyć się na bolesne poczucie krzywdy moralnej, spowodowane pretensjami córki do niej i słownymi napaściami na nią: Przecież ja też czuję. - napisze – Ona jest naprawdę chora. Cierpi. Kiedy wyjdzie z tego kręgu przeżyć? Oby prędzej! Będzie też pisać, że modli się za nią: A. po ostatniej scenie złagodniała. Nie wiem na jak długo. Modlę się ciągle o nią. O jej zdrowie, o jej życie do późnej starości w możliwym szczęściu. O to, żeby nie zmarnowała życia. O uszlachetnienie, a raczej o szlachetność jej duszy i serca.

A później, pod datą 10 września 1974 roku napisze: Dziś rano o godz. 8:00 zmarł Wojtek nagle. Skrzep dostał się do mózgu. Dobrze, że obudziłam A., żeby podała ojcu śniadanie, boby umarł samotnie. [Ostatni wpis]



ROZWAŻANIE: Obok krzyża Jezusowego stały...

A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: «Niewiasto, oto syn Twój». Następnie rzekł do ucznia: «Oto Matka twoja». I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie.

J 19, 25-27



2009-03-08


KOMENTARZE - tutaj