Wysłuchane modlitwy 2/4 Cierń

Jeśli chcesz zrozumieć człowieka, przejdź milę w jego mokasynach. Taki napis widniał na pamiątkowej zakładce do książek, którą A. przywiozła z Kanady na miesiąc przed śmiercią ojca. Żeby zrozumieć człowieka, wejdź w jego buty. Ojciec. Jakim człowiekiem był jej zmarły ojciec? A. będzie z perspektywy czasu wczuwać się w jego życie, a jego stan wewnętrzny zacznie czuć w sobie. To przyciasne buty! Jej ojciec to człowiek w przyciasnych butach. Człowiek (z natury? z wychowania?) zbyt małego formatu w stosunku do ambicji, które go rozpierały. I człowiek o zbyt małej zdolności autorefleksji, która pomogłaby mu własne ograniczenia widzieć, a błędy korygować. Człowiek nieszczęśliwy, który sam się męczył i zamęczał innych. Człowiek godzien prawdziwego współczucia. Jej ojciec [Człowiek w przyciasnych butach].

*

A jak przedstawić, jak zobrazować, własny stan? Jak wytłumaczyć, w jakich butach jej, A., przyszło żyć? Jak opisać własne cierpienie? Jak pokazać ten najgłębszy ból? Może przez taki obraz: człowiek przekłuty cierniem.

Albo jeszcze inaczej: jesteś motylem, którego szalony kolekcjoner na żywo przykłuł szpilą do welwetowego podłoża, a gablotkę, w której cię umieścił, postawił w oknie, tak żebyś cały czas widział piękno ogrodu, dla którego zostałeś stworzony. I tak machasz, i machasz rozpaczliwie skrzydłami stworzonymi do lotu, i nie odlatujesz. Rana przekłucia boli, widok ogrodu boli, boli każdy kolejny rok.

Albo jeszcze inaczej: już wiesz, że twoja psychika to on, a twoje ciało to ona, a ktoś złośliwie określi cię słowem: to. Ból przeniknie cię aż do szpiku kości, ale wewnętrznie przyznasz mu rację. Dobrze cię nazwał. Wyczuł cię bezbłędnie. Jesteś to. I to jest właśnie twój cierń.

I jeszcze: rozdzierająca samotność rozdartego wewnętrznie człowieka. Bo z kim do pary będzie takiemu to? Jaka ona takie to zrozumie? Jaki on takie to zainteresuje? Kiedyś A. dane będzie spotkać inne to – zrozumieją się bez słów, ale doświadczenie owo uzmysłowi jej, jak w różny sposób można to swoje to przeżywać.

A. od dziecka miała bardzo silne wewnętrzne poczucie istnienia jakiejś pełni, jedności i normy. Tak jakby ktoś odbił w niej pieczęć o wiele silniejszą i trwalszą od innych pieczęci, którymi stempluje nas życie, i która w stosunku do tych późniejszych pełniła rolę nadrzędną i organizującą. Jej mały dramat będzie więc rozgrywał się na wielkim tle tamtej pierwotnej pieczęci. Jej małe rozdarcie - na tle wielkiej całości.

*

Podczas pobytu w Londynie - trzy lata po śmierci ojca i świeżo po rozstaniu z niedoszłym narzeczonym - ból samotności skieruje uwagę A. na środowiska osób podobnych do niej. W tak wielkim mieście ci ludzie są przecież na wyciągnięcie ręki. Na wyciągnięcie ręki są też buddyści, na których kilka miesięcy wcześniej jej uwagę skierował wykładowca, gdy podczas zajęć na uniwersytecie tłumaczyła w dyskusji, czym jest szczęście. - Jesteś buddystką. - powiedział wtedy.

Z matką na temat swojego ciernia próbowała rozmawiać tylko raz w życiu. Pięć lat później próbowała rozmawiać o tym z psychiatrą, ale „rozmowa” ograniczyła się do pospiesznego wypisania leku, po którym czuła się jak kura z odrąbaną głową. W dzieciństwie spędzanym często na wsi widziała takie kury. Pozbawione kapitelu głowy nadal skakały po podwórku. Kapitel głowy – rzecz zbyt cenna dla kogoś, kto musi i chce rozumieć, co się z nim dzieje. Silne leki psychotropowe poszły w odstawkę.

Szukać w Londynie innego to? Ale po co? Przecież to ma już za sobą i wie, czym to pachnie. To bezsens dla rozumu i piekło dla emocji. Po co szukać nowego piekła? I to wtedy, kiedy czuła, że wraz ze śmiercią ojca została wyzwolona z piekła podwójnego? Domowego i tego związanego z niedawnym zniewoleniem duchowym? Pakować się w jakieś getto? Każde getto ma w sobie coś z piekła. Jeździec bez głowy stawał się przeszłością.

Ze swoją naturą - i doświadczeniem - wiedziała, że żaden kompromis z poczuciem sensu nie będzie już wchodzić w rachubę. Albo, albo. Albo wszystko, albo nic. Albo pełnia zjednoczenia, albo czystość samotności. Zjednoczenie – to naturalna komplementarność dwóch ciał i dwóch psychik. Komplementarność płodna. Jej pozostawała więc jedynie samotność – bolesna zgoda na ból krzyżowania, gdy on w psychice krzyżuje ona w ciele, a ona w ciele krzyżuje on w psychice. W jednym człowieku. Żywy motyl przybity szpilą do tego swoistego krzyża. Doświadczenie ciernia.

*

Definitywnie odrzuciła pomysł szukania zrozumienia i przyjaźni, jeśli już nie miłości, w ciemnych zaułkach dużych miast. Wróciła do kraju i wtedy zaczęła spotykać tamtego człowieka. To tu, to tam. Zawsze w mroku. Siedział przybity i obolały, tak jak i ona była przybita i obolała. Nie rozmawiali, ale czuła, że on ją rozumie.

Patrzyła na niego i czuła, że nawiązuje się między nimi więź. Ten ból obecny w całej jego postaci, ta obolała – jak jej – głowa. Bo przecież nie może on nie znać bólu jej ciernia, skoro na skronie ktoś wcisnął mu siłą koronę z setek cierni. W mrocznych zaułkach kościołów, w ciemnych bocznych kapliczkach świątyń, znalazła Przyjaciela. Jezus. Ecce homo.




2009-04-08 


KOMENTARZE - tutaj
 
 
.