Dziecka
zapragnęła dopiero po wyjściu za mąż. Boga prosiła, żeby to
była córka, bo córki po założeniu własnej rodziny nie oddalają
się tak od matek jak synowie. Rzutka i niezależna, bała się
jednak samotnej starości. Lęk ten był zresztą głównym motywem
wyjścia za mąż. W małżeństwie szukała spokojnego portu na
stare lata. [O mojej matce. Szkice do portretu]
*
Za mąż
wyszła w wieku trzydziestu ośmiu lat. Cztery lata wcześniej
przyjechała ze Wschodu – w ramach repatriacji po drugiej wojnie
światowej – na Ziemie Odzyskane. Bojąc się ze strony sowieckich
władz trudności ze zgodą na wyjazd, wyjechała pod fałszywym
nazwiskiem.
Jechała
z gotowym planem ucieczki z komunistycznej Polski - na Zachód. W
Polsce nawiązała kontakt z rybakami, którzy mieli ukryć ją na
kutrze wypływającym na połów, a następnie przez Bałtyk
przewieźć do Szwecji. Ostatecznie planu tego nie zrealizowała.
Osiadła w jednym z miast na Pomorzu, wraz ze sporą grupą innych
repatriantów z rodzinnego Wołkowyska.Tutaj
znalazła pracę w banku i tutaj powróciła do prawdziwej
tożsamości: zgłosiła władzom fikcyjne zaginięcie dokumentów, a
gdy poproszono, aby z miejsca pracy przyniosła zaświadczenie z
danymi osobowymi, do dyrektora banku poszła z gotowym tekstem
wymaganego dokumentu, w którym już wpisała swoje rzeczywiste
nazwisko. Ten spojrzał na treść zaświadczenia, potem uważnie na
nią i spytał: - To pani tak się nazywa? - Tak - odpowiedziała, a
on bez słowa potwierdził to podpisem..
Praca
w banku była dobrze płatna, stać ją więc było na zatrudnienie
pomocy domowej. Do sprzątania i prania przychodziła Niemka, a
wynajęty Niemiec przynosił na trzecie piętro węgiel z piwnicy.
Kupiła rower i wraz ze znajomymi wyruszała na dalekie wycieczki.
Kiedy Niemcy wyjechali do Niemiec, zatrudniała polską kobietę.
Sama zajmowała się gotowaniem oraz goszczeniem szerokiego kręgu
osób, które lubiły u niej bywać.
*
W
gronie bliskich znajomych znajdowało się parę małżeństw, grupka
młodszych mężczyzn i kobiet, oraz trzech starych kawalerów –
kandydatów na męża. Jednak największym zaufaniem obdarzyła
Wojciecha, sąsiada z pierwszego piętra. Pięć lat starszy od niej,
wykształcony i inteligentny, kulturalny i obyty towarzysko –
czuła, że uzyska aprobatę szwagrów, na której bardzo jej
zależało.
Szwagrowie
wraz z siostrami zaaprobowali jej wybór i lubili jej męża do
końca. Tylko ona w miarę trwania małżeństwa coraz bardziej
zrażała się do niego. Rozczarowania zaczęły się zaraz po
ślubie. Poszło między innymi o poglądy i przekonania – miała
je tolerancyjne, co nie odpowiadało mężowi, który uważał, że
tylko mąż ma prawa w małżeństwie. Żonie dawał jedynie prawo do
obowiązków.
Poglądów i przekonań nigdy nie zmieniła, ale potrafiła zdobyć
się na ustępstwa w rzeczach mniej ważnych. Z natury i wychowania prawa i
uczciwa, w miarę możliwości przystosowywała się do wymagań
chorego na zazdrość męża, również wtedy, gdy zaczął wymyślać
dla niej różne zatrudnienia, które miały przynosić domowi dobry
dochód, jednocześnie - jak się wydaje - ograniczając kontakty z
innymi mężczyznami.
Najpierw
wymyślił repasację pończoch – nauczyła się repasacji i
prowadziła w domu punkt podnoszenia oczek, jak wtedy mówiono. Potem
dobrym interesem miała być hodowla pszczół i norek. Nauczyła się
hodowli – i hodowała. Oprócz tego miała oczywiście zwykłe
obowiązki domowe - i nikogo do pomocy.
Kiedy
oboje zbliżali się do wieku emerytalnego, hodowla przestała być
opłacalna. Zdecydowali o likwidacji hodowli, a ona została bez
pracy i bez wypracowanego prawa do emerytury. Wtedy mąż, który
miał niezłą pensję urzędniczą, zarządził podział uzyskanych
- nie tak wielkich - dochodów oraz stałą separację majątkową.
*
Zanim
córka - która na świat przyszła dwa lata po zawarciu małżeństwa,
kiedy już tracili nadzieję na poczęcie dziecka - poszła do
szkoły, ule z pszczołami oraz klatki z norkami umiejscowione były
w jednej z podmiejskich wsi. Dzierżawili tam od gospodarzy sad i
ogród, oraz dwa pokoje z kuchnią w ich domu.
Matka
i córka spędzały na wsi długie miesiące razem, tylko na zimę
wracając do domu w mieście. Był to jeden z najradośniejszych
okresów w życiu jej córki. Tamta wieś – to był raj jej
dzieciństwa. Wystarczyło przejść przez podwórko, żeby znaleźć
się twarzą w twarz z bezmiarem pól. Do dziś pamięta chłód rosy
pod bosymi stopami, gdy udało się jej wybiec w pole o poranku.
Wychowywała
się tam wśród zwierząt domowych oraz wiejskich dzieci.
Najbliższym towarzyszem zabaw był siostrzeniec gospodarzy, jej
rówieśnik, od którego dzieliła ją tylko furtka w sadzie. Całe
dnie spędzali razem, buszując po wsi. I były jeszcze konie –
zaprzęgane do wozu albo bryczki. Gospodarz pozwalał jej zaprzęgać
je, karmić z ręki, a czasami nawet powozić. Do dziś pamięta ich
ciepłą delikatność. [Świńskie kawałki]
Z
dzieciństwa pamięta też bezpieczne ciepło matki, gdy bawiły się
w kurę i kurczaczka. Czasami w nocy uciekała do jej łóżka, gdy
przyśnił się jej zły sen. A zły sen był zawsze taki sam –
była zamknięta w jakimś dziwnym obozie koncentracyjnym. Czy
dlatego, mając jakieś jedenaście lat, wybrała na prezent
imieninowy dla ojca książkę o hitlerowskich dziecięcych obozach
koncentracyjnych - „Dzieci polskie oskarżają”?
Dla
niej książeczki do czytania wybierała głównie mama. Kiedy nie
umiała jeszcze czytać, to właśnie mama czytała jej najlepszą
klasykę literatury dla dzieci. I deklamowała jej wierszyki, i
śpiewała piosenki. Mama pilnowała, żeby rano i wieczorem
pamiętała o pacierzu. A kiedy poszła do szkoły, to głównie mama
utrzymywała kontakt ze szkołą.
Na
pierwszą wywiadówkę rodzice poszli co prawda razem, ale ponieważ
o córce usłyszeli same złe rzeczy, mąż na następną wywiadówkę
już się nie wybrał. A tyle spodziewała się po swym dziecku!
Okazało się, że jej córka uniemożliwia prowadzenie lekcji, bo
ciągle ma coś - w swoim mniemaniu bardzo ważnego - do powiedzenia, i zupełnie nie słucha poleceń nauczycielki.
Była
załamana, a tu za jakiś czas trzeba iść na kolejną wywiadówkę
i tym razem samotnie stawić czoła kolejnej niewiadomej. Z duszą na
ramieniu podeszła po zebraniu do wychowawczyni. - Proszę pani! -
usłyszała od nauczycielki – Jakież pani ma dziecko! Nie ma pytania, na które
pani córka nie znałaby odpowiedzi!
ROZWAŻANIE:
Twoją duszę miecz przeniknie...
A
żył w Jerozolimie człowiek, imieniem Symeon. Był to człowiek
prawy i pobożny, wyczekiwał pociechy Izraela, a Duch Święty
spoczywał na nim. Jemu Duch Święty objawił, że nie ujrzy
śmierci, aż zobaczy Mesjasza Pańskiego. Za natchnieniem więc
Ducha przyszedł do świątyni. A gdy Rodzice wnosili Dzieciątko
Jezus, aby postąpić z Nim według zwyczaju Prawa, on wziął Je w
objęcia, błogosławił Boga i mówił:
«Teraz,
o Władco, pozwól odejść słudze Twemu
w
pokoju, według Twojego słowa.
Bo
moje oczy ujrzały Twoje zbawienie,
któreś
przygotował wobec wszystkich narodów:
światło
na oświecenie pogan
i
chwałę ludu Twego, Izraela».
A
Jego ojciec i Matka dziwili się temu, co o Nim mówiono. Symeon zaś
błogosławił Ich i rzekł do Maryi, Matki Jego: «Oto Ten
przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na
znak, któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz
przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu».
Łk
2,25-35